Strzeżek: Albo wybieramy kierunek Bruksela, albo Moskwa
Damian Cygan: Czy dziwi pana zmiana retoryki PiS ws. "lex TVN"? Senator Marek Martynowski powiedział, że ustawa wyszła z Sejmu "niekonstytucyjna" i że prezydent będzie mógł ją zawetować.
Jak Strzeżek: Mam wrażenie, że w Prawie i Sprawiedliwości są jakieś problemy techniczne, bo do różnych polityków dochodzi różny przekaz dnia. My, jako Porozumienie od samego początku mówiliśmy, że projekt "lex TVN" jest zły, a PiS konsekwentnie zmienia w tej sprawie zdanie. Najpierw na twardo chcieli wprowadzać ustawę, doprowadzając w ten sposób do przesilenia w koalicji rządowej. Potem zaczęli się wycofywać, a teraz znowu chcą iść z jednej strony na twardo, a z drugiej strony mówią, że ustawa jest niekonstytucyjna. Okazuje się, że wywołano burzę, której tak naprawdę jedynym efektem jest pogorszenie relacji Polski z naszym absolutnie najważniejszym sojusznikiem, czyli ze Stanami Zjednoczonymi.
Ryszard Terlecki tłumacząc swoje słowa o członkostwie Polski w UE stwierdził, że "Polexit to szopka wymyślona przez PO i TVN24". Jak pan to ocenia?
Ta wypowiedź była absolutnie niepotrzebna. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że była po prostu głupia. Mamy dwa warianty: albo wybieramy kierunek Bruksela, albo kierunek Moskwa. Mam wrażenie, że każdy, kto dobrze życzy Polsce, chce, aby była ona częścią Zachodu, a nie Wschodu. Wypowiedź marszałka Terleckiego wpisała się w to, o czym marzy rosyjska propaganda. Dobrze, że jest jakaś próba wycofania się z tych słów, ale musimy zdawać sobie sprawę, że w tej chwili każdy, kto chce, żeby nas z Unii wyprowadzić, najzwyczajniej w świecie źle życzy Polsce.
Jaka powinna być odpowiedź rządu na wniosek Komisji Europejskiej do TSUE o nałożenie kar finansowych na Polskę?
Jako Porozumienie od samego początku mówiliśmy, że to jest gigantyczna praca dla polskiego MSZ, żeby spotkać się przedstawicielami Komisji Europejskiej i TSUE, zrobić protokół rozbieżności i zacząć go konsekwentnie rozwiązywać. Spójrzmy na to, jakie mogą być konsekwencje. Pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy nie było i nie ma, mimo że inne kraje członkowskie UE już te środki dostały. W sprawie Izby Dyscyplinarnej postulowaliśmy takie rozwiązanie, które zadowalałoby Brukselę i byłoby zgodne z polskim prawem, czyli podpięcie Izby Dyscyplinarnej pod pierwszą prezes Sądu Najwyższego. Na razie mamy niesamowity chaos i brak stabilności w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji, co moim zdaniem jest także odzwierciedleniem sytuacji w Sejmie.
Czy fakt, że Bruksela ciągle nie zatwierdziła Krajowego Planu Odbudowy to wina rządu, czy Unia chce po prostu dopiec Polsce?
Sądzę, że nikomu w Brukseli nie sprawia dzikiej przyjemności to, że Polska nie dostaje tych środków. Natomiast umówiliśmy się na to, że w ramach UE funkcjonujemy na określonych zasadach. Teraz nagle jest oczekiwanie, że jeżeli my będzie zachowywali się wobec Unii w sposób dziwny, nie respektując tego, na co zgodziliśmy się wstępując do niej, to Unia i tak będzie realizować wszystko to, co my chcemy. To jest właśnie test na propaństwowe myślenie. Mówiąc kolokwialnie, albo dogadamy się z Brukselą, albo kasy nie będzie. I to nie będzie porażka PiS-u, bo te pieniądze nie należą do partii, ani do rządu. To będzie porażka nas wszystkich, bo te środki nie trafią do gmin, powiatów i wszędzie tam, gdzie miały być realizowane inwestycje.
Jak z perspektywy tych kilku tygodni patrzy pan na decyzję o opuszczeniu Zjednoczonej Prawicy? Według najnowszego sondażu IBRiS, Porozumienie ma 0,3 proc. poparcia.
Oczywiście, że można było podjąć łatwiejszą decyzję: zostańmy w rządzie i miejmy frukty. Ale przynajmniej ja nigdy nie rozpatrywałem polityki przez pryzmat tego, żeby na niej zarabiać czy osiągać korzyści z tego, że jest się w obozie rządowym. Tu chodzi, kurde, o zasady. Jeżeli PiS chce ograniczyć wolność mediów poprzez "lex TVN", my mówiliśmy od początku twarde "nie". Jeżeli PiS chce podnosić podatki przedsiębiorcom, my mówimy twarde "nie". Jeśli PiS chce zabierać pieniądze samorządom, mówimy twarde "nie". PiS nie chciało zrealizować naszych postulatów, więc decyzja mogła być tylko jedna. Już nie mówiąc o stylu, w jakim to wszystko się odbyło, bo myślę, że odwoływanie wicepremiera za pomocą konferencji prasowej bez uprzedniego poinformowania to nie jest zbyt wysoki poziom.
Jarosław Gowin już raz odszedł z rządu, a potem do niego wrócił. Czy możliwe jest, że zrobi to ponownie?
Mówiąc szczerze, osobiście sobie tego nie wyobrażam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.